piątek, 18 października 2013

[Falling...] Rozdział 3.

<<<<rozdział 2.                                                                           rozdział 4.>>>>

Od autorki: Dziękuję za odwiedzanie bloga. Jedyne, co mnie martwi to to, że tak mało osób pisze komentarze. Ludzie, dla Was to tylko chwilka, dla mnie Wasza opinia jest bardzo ważna. Proszę, piszcie komentarze.
W trzecim rozdziale najpierw postanowiłam się nie oszczędzać i uraczyć Was jakimś miłosnym wątkiem. Ale potem pomyślałam, że to jeszcze za wcześnie, że bohaterowie jeszcze za dobrze się nie znają. Poza tym, chyba popełniłam mały błąd. Miał być Taoris, a tu robi mi się TaoKai i to całkiem namiętne TaoKai...
Kartki mojego zeszytu, w którym zapisałam trzeci rozdział były gorące. Stwierdziłam jednak, że przeniosę je na potem i być może jeszcze troszkę podrasuje. Nic nie stracicie, a ja nie zrobię z bohaterów łatwych osób.
Na zakończenie dodam, że kiedy wczoraj wracałam z uczelni, miałam nad sobą najpiękniejsze niebo świata. Było idealnie fioletowe i miałam wrażenie, że to jakiś ukłon w stronę Falling in l♥ve with the other world. Niestety, zanim postanowiłam się zatrzymać i uwiecznić ten wspaniały obrazek, słońce już prawie skryło się za horyzontem. Udało mi się uchwycić już tylko ostatni odcień.
PS. Dziękuję mojemu osobistemu sasaengowi, Nanami ^^ Twoje poparcie dużo dla mnie znaczy, Kochana ♥


~*~.~*~.~*~.~*~.~*~

Kiedy się obudziłem, na początku nie miałem nawet siły, żeby poruszyć powiekami. Jęknąłem cicho starając się zmusić swoje ciało do tego wysiłku. Byłem słaby. Tak słaby, jakbym przez wiele godzin pracował fizycznie bez żadnej przerwy. Westchnąłem cicho. Co się właściwie stało?
Nic nie pamiętam. 
Chociaż...zaraz...tak, tak, był ten czarnowłosy chłopak, fioletowy znak, potem park, dwóch chłopców podobnych do mnie, wybuch w hotelu, czarna dziura...
Żołądek podszedł mi do gardła. To wszystko na pewno skończyło się okropnie. Bo coś wtedy było z nami w parku. Coś chciało nas zabić.
Nie umiałem myśleć inaczej jak COŚ. Bo to nie mógł być człowiek. Ludzie nie robią czegoś takiego, nie potrafią miotać kulami ognia na wszystko dookoła. Chociaż niejeden na pewno by chciał. Wątpiłem też, żeby ktoś siał zamęt za pomocą jakiejś racy czy innej broni. To na pewno było COŚ.
Jęknąłem ponownie. Od tych rozmyślań zaczęła boleć mnie głowa. A może bolała mnie cały czas?
Próbowałem się podnieść, ale zdałem sobie sprawę, że ciało mi ciąży i po prostu nie jestem w stanie wykonać żadnego ruchu. To był chyba cud, że moja klatka piersiowa mimo wszystko się podnosiła i opadała. 
Dopiero po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że ktoś trzyma moją prawą dłoń w swojej. Smukłe palce gładziły znak na moim nadgarstku najdelikatniej na świecie. W tym dotyku było tyle uczucia, tyle miłości, której nigdy nie zaznałem. 
Bardzo powoli dochodziłem do siebie.
Pomyślałem o tym, kiedy trzymająca mnie dłoń zniknęła.
W pomieszczeniu prawie zawsze ktoś był. Słyszałem rozmowy obcych ludzi, poznawałem niektóre głosy.
Co jakiś czas ktoś zmieniał mi opatrunek na głowie, albo opowiadał o rzeczach, z których potem nie pamiętałem ani słowa. 
Mój umysł chyba się zablokował, a ja mimo wszystko nadal miałem świadomość siebie i tego, co dzieje się dookoła. 
W końcu, pewnego dnia, zacząłem rozpoznawać zapachy.  
Osoba opatrująca mnie pachniała mięta. Te, które prowadziły swoje monologi, zostawiały za sobą woń rozmaitych perfum męskich. Były one charakterystyczne, ale nie sposób było ich rozróżnić.
Osoba siedząca obok w ciszy i gładząca moja dłoń miała najcudowniejszy zapach na świecie. Ten przyjemny, słodki, znad przejrzystego morza.
Na początku myślałem, że to Kai, ale te dłonie nie pasowały mi do niego. Gładzące mnie palce były dość szorstkie, czarnowłosy miał natomiast bardzo delikatne dłonie. 
Dziwiło mnie to, bo chłopak przychodził regularnie i siadał obok po prostu mnie głaszcząc. Czułem się, jakbym miał serce na dłoni: wszystkie emocje i uczucia, jakie wkładał w ten gest odczytywałem bez najmniejszego zająknięcia. 
Tak bardzo chcę, żebyś się obudził...
Otwórz oczy Tao, potrzebujemy Cię... 
Rozmawiał ze mną cicho, właściwie w ogóle się nie odzywał. Miałem wrażenie, że te słowa biegną przez jego palce. 
Że słyszę jego głos w swojej głowie. 
Był głęboki i niski, sprawiał, że coś szalało w moim wnętrzu.
Ale chociaż bardzo chciałem spełnić prośby chłopaka i otworzyć oczy, za nic nie mogłem tego zrobić.
Zupełnie jakbym stracił nad sobą kontrolę.

~*~.~*~.~*~.~*~.~*~

Kiedy wreszcie udało mi się wygrać walkę z opornymi powiekami, była noc. Jedyne światło, jakie dostawało się do niedużego pokoju, to łuna księżyca. Od razu podniosłem się do siadu oddychając z ulgą. W tym niebycie było okropnie. Ostatnio zacząłem mieć przerażające sny, z których za nic nie mogłem się obudzić. Teraz nareszcie udało mi się wrócić do przytomności. Bycie w połowie oderwanym od świata nie jest miłym uczuciem.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Może było małe, ale także bardzo przytulne. Po lewej stronie znajdowały się drzwi i regał z masą książek. Po prawej na ścianie wisiał obraz, którego ze względu na mrok, nie mogłem zobaczyć. Pod nim stał okrągły stolik i dwa krzesła. Jedno było odsunięte i zwrócone w stronę łóżka, jak gdyby ktoś wcześniej siedział przy mnie. Odruchowo dotknąłem prawej dłoni, a potem skierowałem na nią wzrok. Klepsydra delikatnie jaśniała wytwarzając fioletową poświatę. 
Utkwiłem w niej spojrzenie napawając się tym majestatycznym pięknem. Była niezwykła. Teraz wyglądała naprawdę niesamowicie. Potarłem ją lekko, ale nie wyczułem tego jedynego w swoim rodzaju ciepła. Dziwne, ale najwyraźniej mogła ją rozbudzić tylko ta jedna osoba. 
Pomyślałem teraz o parku, o tym, że była tam dwójka chłopaków, ale nawet na nich klepsydra nie zareagowała w ten sposób. Może po prostu trzeba jej było dotknąć pod specjalnym kątem?
Siedziałem opierając się o poduszki i zastanawiałem się, gdzie mogę się znajdować. Pamiętałem, że zaatakowano nas w parku, więc widocznie Luhan i ten drugi pospieszyli mi z pomocą, kiedy upadłem i straciłem przytomność. Jestem pewnie w domu któregoś z nich i to dlatego kojarzyłem ich głosy słyszalne jak przez mgłę, kiedy ze mną rozmawiali. Westchnąłem. Ciekawe, ile czasu upłynęło od tego zdarzenia. Leżąc tu, wydawało mi się, że są to całe wieki.

Z takimi myślami, doczekałem się wreszcie poranka i pierwszych promieni słońca, które wesoło grzały wnętrze pokoju. Teraz wreszcie mogłem się po nim dokładniej rozejrzeć. Moje spojrzenie od razu powędrowało na obraz, a serce zabiło mi mocno. To było TO miejsce. To samo morze, to samo niebo, te same wzgórza. Jedyne, co się na nim różniło to to, że obok plaży stał nieduży domek, a na wodzie kołysała się niewielka żaglówka. Coś ścisnęło mnie za gardło. Dlaczego ten świat wydaje mi się tak bardzo bliski?
Przecież te miejsca nie istnieją, a fioletowa trawa sama w sobie jest niedorzeczna. To prawda, że wszystko tam wydaje się niezwykłe, dobre i piękne, ale, na boga...przecież żyjemy na jedynym dostępnym nam świecie. 
A może nie...?
Może jest jakiś inny świat?
Może ja należę do innego świata?
Do tego świata?
Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować na swoje własne myśli czy chociaż je rozwinąć, drzwi otworzyły się gwałtownie i do pokoju wszedł Kai. To, że serce na jego widok załomotało mi w piersi, to mało powiedziane. Ono po prostu chciało się z niej wyrwać i wpaść wprost w jego objęcia. 
Chłopak wyglądał dobrze, chociaż wyraźnie nie spał większą część nocy. Miał potargane włosy, kilka zadrapań na silnych ramionach, a zbyt luźna koszulka zsuwała mu się z lewego ramienia. Tylko jego oczy były takie same jak wtedy, kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy. 
Wciąż lśniły tak pięknie.
Jak czarne perły.
Czarnowłosy zwrócił głowę w moją stronę, a w jego oczach zabłysły nowe iskierki. Uśmiechnął się radośnie i czym prędzej podbiegł do łóżka. Usiadł w jego nogach patrząc wprost na mnie, a ja czułem, że zwariuję pod wpływem tego spojrzenia. 
Na boga, nie było jeszcze nikogo, kto wywoływałby taki chaos w mojej głowie samym swoim jestestwem!
- Nareszcie się ocknąłeś, Tao - powiedział Kai głosem szczęśliwym i tak stęsknionym, że wręcz zrobiło mi się go żal.
Uśmiechnąłem się do niego zastanawiając się, co powinienem powiedzieć. Bałem się, że pod wpływem ostatnich zdarzeń z mojego gardła wydobędzie się tylko bezsensowny bełkot. 
Czarnowłosy zbliżył się jeszcze bardziej tym razem siadając obok mnie i od razu złapał moją prawą dłoń. Westchnąłem czując jego palce na swoim nadgarstku. Teraz nawet cisza przestała być niezręczna.
Miałem dziwne uczucie, że Kai chce mnie objąć albo nawet pocałować. Kilka razy przymierzał się do tego, ale w końcu jakby tchórzył. Chciałem mu pomóc, może sam coś zainicjować, ale w głowie kłębiło mi się tyle pytań...
Korzystając z dość uroczej nieporadności chłopaka, odchrząknąłem i zapytałem:
- Jak długo byłem nieprzytomny?
Czarnowłosy popatrzył na mnie i zaskomlał ze smutkiem. Spojrzałem na niego uważnie, bo ten dźwięk był taki...zwierzęcy?
- Długo...cholernie długo, Tao. Już myśleliśmy, że na zawsze pozostaniesz w takim stanie. To byłoby straszne. Straciliśmy jedną osobę i nie chcielibyśmy żegnać kolejnego brata.
Kiedy to powiedział, pogładził mnie czule dłonią po policzku. Prawie jednak nie zauważyłem tego gestu. Nowo zdobyte informacje były szokujące. Stracili kogoś...umarł ktoś podobny do nas i w ustach Kaia nie brzmiało to dobrze. Zrozumiałem, że to musiała być wielka tragedia. Nigdy nie znałem tego człowieka, ale zrobiło mi się smutno, bo mimo wszystko byliśmy w jakiś sposób tacy sami. Zresztą, niedużo brakowało, żebym sam odszedł z tego świata. I to praktycznie trzy razy.
Westchnąłem cicho, a Kai spojrzał na mnie z uśmiechem. 
- Ale jakoś sobie poradzimy, prawda? Może w końcu uda nam się dopasować do siebie wszystkie elementy układanki.
- Myślisz, że co się wtedy stanie? - spojrzałem na Kaia czując, że chyba wraca mój ból głowy.
- Powinieneś zapytać  czy nam się uda - zachichotał Czarnowłosy wstając z łóżka. - Ale o tym potem. Na razie musimy zadbać, żeby wszyscy wrócili do siebie, bo kilka osób jest poważnie rannych. A teraz odpoczywaj, ja przyniosę Ci coś do jedzenia i zaraz wyślę kogoś, kto zmieni Ci opatrunek.
To mówiąc mrugnął do mnie okiem i w dużo lepszym nastroju, wyszedł za drzwi.

8 komentarzy:

  1. Hahahahahahah ,będę cię prześladować ^^. Czekam na kolejną część + genialny rozdział + więcej weny kicia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo, że nieco dziwnie czyta się taorisowe opowiadanie bez Krisa, to jest naprawdę wciągające i ciekawe. Czekam na kolejne rozdziały~
    PS. Dlaczego 'Czarnowłosy' z wielkiej litery? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, Kris pojawi się niebawem, zresztą tu też był, przeczytaj uważnie ^^
      Widać tak mi się napisało. Czasami piszę określniki wielką literą i po prostu się machnęłam ^^

      Usuń
    2. Wiem wiem, wyłapałam (i miałam nadzieję, że w tym rozdziale będzie go więcej, no ale...), ale będę czekać grzecznie :3
      Powodzenia i dużo weny twórczej~ ^^

      Usuń
    3. W następnym jest go więcej :D
      Dziękuję bardzo. Przyda się niezwykle, bo w tym tygodniu będzie mało czasu na pisanie czy publikowanie.

      Usuń
  3. Co mogę powiedzieć? Strasznie podoba mi się relacja Kaia i Tao. Jongin jest taki kochany, że opiekuje się Pandą, jednak cały czas uporczywie czekam na Krisa. Ostatnio wróciły mi moje uczucia do TaoRisa, więc znacznie przyjemniej mi się go czyta, co tylko idzie mi na lepsze. ;;
    Dobra, lecę czytać ostatni dodany rozdział, bo był najbardziej zajebisty <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego, powiedz mi dlaczego Kai nie przytulił Tao ? A tak bardzo chciałam żeby Kai to zrobił TT TT albo żeby Tao mu w tym pomógł xD Stracili jedną osobę ? Kogo ? O.o (to nic, że już wiem xD staram się odwzorować moje poprzednie myśli xD) Kyaa Kai jest taki kawaii tutaj *w* zazwyczaj to jest wredny, a tu plosę taki miły i kochany *^* Ciekawe jaki Kris się okaże w zachowaniu ^ ^
    Jia Yo ~!

    OdpowiedzUsuń
  5. KAI <33
    Boskie, super sie czyta ! ;)

    OdpowiedzUsuń